książki

Kupując książki w Internecie, czytając recenzje w gazetach i czasopismach interesujących mnie tomów, zawsze odruchowo sprawdzam najpierw ilość stron. To silniejsze ode mnie, już tak mam. I im wyższą liczbę widzę, tym bardziej jestem zdopingowany do zdobycia tej pozycji i zanurzenia się w lekturze. „Łaskawe” Littella to jedna wielka przygoda, mogłaby trwać dłużej. Przede mną lektura „Życia i losu” Grossmana. Już sam rzut oka na tę „cegłę” zapowiada piękne jesienne dni. Nieumiejętność czytania ze zrozumieniem?

Trudności z koncentracją na tekście i jego sensie?
Zakaz czytania samodzielnego wydany przez tych, co wiedzą, że samodzielne czytanie prowadzi na manowce?
Kara za nieprzestrzeganie zakazu czytania?
Chęć zaspokajania własnych pretensji do stanów wyższych za pomocą posiadania „grubej książki” na półce w widocznym miejscu?
Niechęć do sprawdzania co jest w „grubej książce”?
Męka pośród sprzeczności: co się komu zdaje, a co „naprawdę autor miał na myśli”?
Popisy na temat tego, co mówi książka bez sprawdzania, co faktycznie mówi?
Oczywiście. Każdy w zasadzie Polak tak ma. Z pokolenia na pokolenie. Od zawsze.
Ta „gruba książka” nazywa się Biblia.

Lęk przed książką. Bez wątpienia istnieje coś takiego. Czy przed grubą? Nie wiem, może, dużo zależy od przełamania lęku pierwszego, no i od oczekiwań, zainteresowań, intelektu. Gruba i historyczna jest powieść Oblężenie Reverte, świetna, lekka lektura. Do jakich wniosków to prowadzi? Mam lęk przed grubą książką, chociaż takie np. Księgi Jakubowe, przeczytałem dwa razy pod rząd, leżąc na szpitalnym łożu. Zginając odpowiedni nogi, które pełniły funkcję pulpitu. Kilka dni temu zmogłem „Himmlera” wydanego przez Prószyński i S-ka. Gruba okładka, stron prawie tysiąc. Ciężar tej książki równy chyba ciężarowi hitlerowskiej okupacji w Polsce. Kupiłem ją w sieci, zaś w księgarni mając okazję ocenić jej wagę prawdopodobnie zrezygnowałbym z zakupu. Poza tym książka napisana bez swady, nudnym akademickim stylem. Na dodatek jakaś autorska odmiana nazwy hitlerowskiej tajnej policji; Gestapo, Gestapa, Gestapy.

@kelenken. Życie i los to wspaniałe dzieło. Co prawda swoją objętość ma ma i twardą okładkę do tego, chociaż wydaje mi się, że było wydanie i w okładce miękkiej, ale czyta się lekko. Ponadto zapada mocno w pamięć. Przyjemnej lektury.
W mojej dalszej rodzinie jest lekarz – palacz nałogowy zapowiadający rzucenie palenia od dziesięcioleci. Kiedy pojawiły się e-papierosy, z wielkim entuzjazmem zaczął palić taką fifkę. Otoczenie odetchnęło z ulgą, bo palacz nie dosyć, że palił prawie bez przerwy, to jeszcze zupełnie bezwzględnie we wnętrzu domu, który był przesiąknięty dymem jak wędzarnia, nawet psy pachniały papierosami. Bo najlepiej mu się paliło podczas oglądania licznych meczy piłki nożnej w telewizji.
Fifka wydzielała lekkie opary o znośnym aromacie i już była nadzieja na poprawę atmosfery domowej, kiedy się okazało, że w przerwach między fifkami dottore sięga po zwykłe papierosy, cienkie wprawdzie, ale te właśnie już w ramach „odwyku” palił od lat…